Wizerunek żyjącego Chrystusa
Z Janem S. Jaworski - profesorem chemii Uniwersytetu Warszawskiego, współautorem pracy na temat trójwymiarowości welonu z Manopello rozmawia Anna Gwozdowska
Dlaczego kawałek bisioru z podobizną brodatego mężczyzny przyciąga pielgrzymów i naukowców z całego świata, a nawet samego Benedykta XVI?
To może być wizerunek żyjącego Chrystusa. W Ewangelii nie ma ani słowa o tym, jak wyglądał, a chyba każdy chrześcijanin kiedyś się nad tym zastanawiał. Jeżeli mamy z kimś nawiązać osobisty kontakt, to przecież łatwiej to zrobić, znając jego twarz. Nic więc dziwnego, że np. w czasie tzw. lat jubileuszowych, od papieża Bonifacego VIII począwszy, do Bazyliki św. Piotra w Rzymie ściągały tłumy pragnące zobaczyć chustę z wizerunkiem twarzy Chrystusa. Wierzono, że była to chusta Weroniki.
Welon z Manopello to właśnie zaginiona chusta Weroniki? Tego dziś nikt nie jest w stanie ostatecznie rozstrzygnąć. Naukowcom chodzi głównie o samą tajemnicę powstania tego wizerunku. To zagadka, która przyciąga badaczy bez względu na to, czy są wierzący, czy nie.
Co tak bardzo intryguje badaczy?
To jest wizerunek, który żyje. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem zdjęcia z Manopello, pomyślałem, że to nie może być twarz Chrystusa. Wydawała się brzydka, zniekształcona. Przyzwyczailiśmy się przecież do twarzy znanej z całunu turyńskiego i do wizerunków malarskich idealizujących Chrystusa. Ale na miejscu, w Manopello, odniosłem wrażenie, że ta twarz żyje. Zmienia się, ilekroć inaczej pada światło. Najbardziej jednak intrygują oczy. One także żyją. Kiedy welon jest tak prześwietlony, że zanika praktycznie całe oblicze, pozostają widoczne.
Oczy namalowane przez Rembrandta również bywają niezwykle sugestywne.
Sęk w tym, że w Manopello mamy do czynienia z wizerunkiem, który nie powstał przy użyciu żadnej znanej nam techniki malarskiej. Wielu badaczy uważa wręcz, że nie jest to dzieło człowieka.
Włoski badacz Roberto Falcinelli, który od lat zajmuje się welonem, uważa, że jest to autoportret Albrechta Dürera. Co Pan o tym sądzi?
Falcinelli wspomina także, że równie dobrze to może być portret Rafaela namalowany przez Dürera. Notabene dokładnie pod koniec jego życia chusta z Bazyliki św. Piotra zaginęła. Niektórzy historycy sądzą, że została skradziona w czasie przebudowy.
Czy Dürer mógł jednak namalować ten wizerunek?
Musiałby zostawić jakieś ślady. Nawet akwarela daje widoczne na materiale cząsteczki.
Falcinelli twierdzi właśnie, że są.
W 2001 r. Giulio Fanti, profesor Uniwersytetu w Padwie specjalizujący się w różnych technikach pomiarowych, przeprowadził obszerne mikro- i spektroskopowe badania welonu. Były to pomiary absorpcji światła. Dzięki zdjęciom mikroskopowym można zobaczyć, że na materiale rzeczywiście znajdują się ślady barwników. Jest ich jednak bardzo niewiele, tylko w okolicach źrenic i włosów, i w żaden sposób nie tłumaczą, jak powstał cały wizerunek.
W podczerwieni widać, że nie ma żadnych śladów pociągnięć pędzlem. Drobiny o rozmiarach rzędu 15 tysięcznych mm widoczne w kilku miejscach da się wytłumaczyć śladami po jakichś zabiegach restauratorskich. Także naświetlając welon światłem ultrafioletowym, Fanti nie zaobserwował widma fluorescencyjnego, które mogłoby świadczyć o tym, że użyto jakiegoś nośnika malarskiego pochodzenia zwierzęcego.
Efekt fluorescencji daje także sam bisior. Może więc to zupełnie inna materia?
Trzeba wziąć pod uwagę, że Giulio Fanti przeprowadzał swoje badania przez szkło, w które oprawiony jest welon. Szkło nie przepuszcza tego zakresu fal w ultrafiolecie, które wywołują fluorescencję samego bisioru. Nie mógł więc jej zaobserwować. Fluorescencję bisioru stwierdziliśmy z dr. Maciejem Mazurem kilka lat po badaniach Fantiego.
Czy to oznacza, że nie zbadano dotąd samych włókien welonu?
Nie. Sądzę zresztą, że badanie chemiczne nie jest konieczne. Nie trzeba pobierać żadnej próbki. Wystarczy usunąć szyby. Wówczas będzie można zbadać obecność fluorescencji i tym samym przekonać się, czy to jest bisior. Na razie uważa się tak po ekspertyzie Chiary Vigo z Sardynii, która oglądała welon przez szybę. To prawdopodobnie jedyna na świecie osoba, która potrafi jeszcze tkać z wydzieliny małż tradycyjny i niezwykle kosztowny bisior.
Jak to możliwe, że patrząc na welon, odbieramy wrażenia kolorystyczne? Według Chiary Vigo na bisiorze nie sposób malować.
Brunatne zabarwienie wizerunku może być właściwe dla samego bisioru. Dominuje kolor brązowy. Możliwe, że jakiś czynnik zewnętrzny, działając na bisior, zmienił intensywność tego brązu. Ale nie da się ani tej hipotezy potwierdzić, ani jej obalić.
Dlaczego twarz widoczna na welonie czasami znika?
Materiał, z którego powstał welon, jest bardzo rzadko tkany. Na 1 milimetrze kwadratowym mieszczą się średnio trzy włókna. To stosunkowo luźna materia, dlatego w zależności od kąta padania światła wizerunek widać czasem słabiej lub wręcz znika.
A jak tłumaczy Pan to, że twarz Chrystusa jest widoczna z obu stron welonu?
I w dodatku te wizerunki się nieznacznie od siebie różnią. Na przykład lok na czole trochę inaczej wygląda z każdej strony welonu. Gdyby wizerunek z Manopello stworzył malarz, musiałby go malować raz z jednej, raz z drugiej strony niezupełnie tak samo. Pytanie - po co miałby tak malować?
Musiałby też znać zdjęcia oblicza z całunu turyńskiego. Te dwa wizerunki są łudząco podobne.
Rzeczywiście, na welonie z Manopello widać szczegóły anatomiczne twarzy, które pasują do wizerunku twarzy z całunu. Zgadzają się dokładnie proporcje, wielkość twarzy i rozstaw oczu. Obserwujemy także na welonie i na całunie cały szereg śladów męki, opuchlizny, które sobie odpowiadają, choć nie idealnie, bo nie są tej samej wielkości i kształtu. Na podobieństwa śladów męki, które są na całunie i welonie, jako pierwsza zwróciła uwagę siostra Paschalis Schlömer. Badania trójwymiarowe welonu, które prowadziliśmy wspólnie z Giulio Fantim, tylko to potwierdziły.
Z czego wynikają niewielkie różnice?
To mogą być wizerunki tej samej osoby, które powstały w innym czasie. Taka jest zresztą hipoteza głoszona przez prof. Rescha i prof. Fantiego. Ich zdaniem welon z Manopello mógł powstać w trakcie Drogi Krzyżowej, zaś całun oczywiście po śmierci. Całkiem inną koncepcję ma siostra Schlömer, która uważa, że wizerunek z Manopello powstał na chuście, którą położono na twarzy Chrystusa już w grobie.
Ale twarz z Manopello ma otwarte oczy!
Bo według siostry wizerunek powstał dopiero po zmartwychwstaniu Chrystusa.
Jak wyglądały badania trójwymiarowości welonu?
Prof. Giulio Fanti ma olbrzymie osiągnięcia w badaniu całunu turyńskiego. A to właśnie na nim odkryto trójwymiarowe cechy obrazu. Na pierwszych wizerunkach trójwymiarowych Fantiego, tam, gdzie na twarzy powinny być wypukłości, widać wklęsłości. Wpadłem więc na pomysł, aby trójwymiarowość welonu badać z negatywu. Widać wtedy, że broda, brwi czy usta są wypukłe. Ostatecznie okazało się jednak, że te wypukłości i wklęsłości są niewielkie, a welon nie wykazuje tak silnego charakteru trójwymiarowego jak całun.
Co to oznacza?
Prawdopodobnie mechanizm powstania wizerunku na całunie i welonie jest inny.
Co jeszcze można dostrzec na trójwymiarowych zdjęciach?
Znacznie wyraźniej widać na nich na przykład, że broda jest tak jak na całunie rozwidlona. Z drugiej strony pojawiają się nowe zagadki. W zależności od tego, czy oglądamy negatyw, czy pozytyw, zmienia się położenie ust - z półotwartych stają się zamknięte. Na welonie nie ma też charakterystycznego wypływu strużki krwi na czole w kształcie litery ipsylon, która znajduje się na całunie.
O czym to może świadczyć?
Według Fantiego to dowód na to, że welon powstał w trakcie Drogi Krzyżowej. Są już na nim ślady męki, ale nie wszystkie ślady krwi, które widać na całunie.
Czy na welonie z Manopello da się budować wiarę?
Wiarę można budować tylko na osobistym spotkaniu z Chrystusem. Ale do tego spotkania mogą prowadzić różne drogi. Dla osób o światopoglądzie naukowym tym pierwszym krokiem mogą być zagadkowe oblicza, których powstania nie potrafimy wytłumaczyć mimo zastosowania, jak w przypadku całunu turyńskiego, wyrafinowanych metod współczesnej nauki.
Na pewno wizerunek przemawia do współczesnego człowieka silniej niż tekst. Przecież coraz bardziej odchodzimy od cywilizacji słowa w kierunku cywilizacji obrazu. Możliwe więc, że w XXI w. potrzebny jest nam wizerunek Chrystusa, ale Chrystusa żyjącego. Doskonale chyba rozumiał to Jan Paweł II, wskazując program na trzecie tysiąclecie. W swojej ostatniej encyklice o eucharystii zachęcał właśnie do kontemplacji oblicza Chrystusa.
[Polska, 10.04.2009]